Jan III Sobieski – droga wojownika

Jan Sobieski herbu Janina (1629–1696), po kądzieli prawnuk hetmana Stanisława Żółkiewskiego, należał do najwybitniejszych polskich wodzów, przedstawicieli staropolskiej sztuki wojennej. Nieprzeciętne umiejętności dowódcze zawdzięczał nauczycielom, lekturom, wojażom po Europie, ale przede wszystkim praktyce wojennej.

Król Jan III Sobieski spotyka cesarza Leopolda pod Wiedniem

Skazy na życiorysie i początki legendy – Jan III Sobieski

Pierwsze doświadczenia w służbie Bellony, zdobywał podczas wojny domowej wywołanej przez Bohdana Chmielnickiego. Najpierw jako rotmistrz, a potem pułkownik, brał udział w wielu bitwach z Kozakami i Tatarami. W bitwie pod Beresteczkiem, nim ranny spadł z konia, miał okazję podziwiać wspaniałe dowodzenie króla Jana Kazimierza.

Plamą na życiorysie Sobieskiego jest z pewnością jego przejście do obozu Karola X Gustawa podczas potopu szwedzkiego, jednak zasługi jakie położył po powrocie na służbę prawowitego władcy, stanowiły do pewnego stopnia zadośćuczynienie za zdradę. Akces do stronnictwa dworskiego zapewnił zdolnemu oficerowi szybką karierę polityczną, a w 1665 r. urząd marszałka wielkiego koronnego.

Do postaci Jana III Sobieskiego nawiązywał także Sławomir Olejniczak Prezes Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej w wywiadach oraz podczas jednego z Kongresów Konserwatywnych w Krakowie: https://swiety-montfort.pl/prezes-slawomir-olejniczak-o-dzialalnosci-skch-im-ks-piotra-skargi-w-czasie-epidemii/

Największe sukcesy – pola bitew, które wyniosły go na tron Polski

W październiku 1667 roku zabłysnął talentem, zwyciężając w bitwie pod Podhajcami pięciokrotnie silniejsze wojska Kozaków i Tatarów. Nagrodą za to była buława hetmana wielkiego koronnego. Abdykacja Jana Kazimierza i elekcja gnuśnego Michała Korybuta Wiśniowieckiego postawiła hetmana Sobieskiego w opozycji do władcy. Mimo sporów z królem bronił Kresów przed zagonami tatarskimi. Jesienią 1672 roku na czele 3 tys. żołnierzy w śmiałym rajdzie zniósł kilka silnych czambułów tatarskich, odbijając liczny jasyr. 11 listopada 1673 pod Chocimiem odniósł świetne zwycięstwo nad armią turecką. Szlachta ceniła ludzi rycerskich, odważnych i szczęśliwych w boju, stąd po śmierci Wiśniowieckiego na króla wybrała Sobieskiego.

Nowy władca próbował początkowo prowadzić politykę w sojuszu z Francją. Gdy to nie przyniosło spodziewanych korzyści, zawarł sojusz z Austrią, by przy jej wsparciu postarać się o odzyskanie utraconego w latach panowania Michała Korybuta na rzecz Turcji Podola. Wielki triumf pod murami Wiednia rozsławił na całym świecie imię króla Polski, uhonorowanego przez papieża Innocentego XI tytułem Obrońcy Wiary.

Dręczony chorobami, których po części nabawił się w obozach wojskowych, zmarł 17 czerwca 1697. Owoce jego zaangażowania w antyturecką Ligę Świętą zebrała Polska dopiero po jego śmierci, odzyskując w roku 1699 Podole.

Bitwa pod Wiedniem

Powstanie antyhabsburskie, które wybuchło na Węgrzech, stało się dla Turcji dogodnym pretekstem do podjęcia kolejnej próby ekspansji na zachód Europy. Zagrożona Austria zawarła przymierze obronne z Rzecząpospolitą, także obawiającą się ekspansji Imperium Osmańskiego, a przy tym zainteresowaną odzyskaniem zagarniętego kilka lat wcześniej przez Turcję Podola. W połowie lipca 1683 roku do Jana III Sobieskiego przybyli kurierzy od cesarza Leopolda Habsburga z informacją, że wielka, licząca ponad 200 tysięcy ludzi armia turecka ciągnie na Wiedeń i prośbą o wypełnienie przez króla zobowiązań sojuszniczych. Polski monarcha bezzwłocznie pospieszył przez Częstochowę do Krakowa, gdzie wyznaczył miejsce koncentracji wojsk, a potem w kierunku stolicy Austrii.

W skład wojsk idących na Wiedeń weszły: 23 chorągwie husarskie, 31 oddziałów lekkiej kawalerii, 37 pułków piechoty, 77 oddziałów kozackich, 10 pułków dragonów, 3 chorągwie arkebuzerii, jazda strzelców konnych i odział artylerii.

3 września na zamku Stettelsdorf spotkali się dowódcy sprzymierzonych wojsk chrześcijańskich. Szef cesarskiej rady wojennej wręczył Janowi III Sobieskiemu laskę marszałkowską – symbol naczelnego dowództwa nad połączonymi armiami. Z jednej strony zadecydowały o tym wcześniejsze porozumienia przyznające dowództwo obecnemu w obozie monarsze, z drugiej autorytet Sobieskiego, który poważną część życia spędził w siodle i w dorobku miał wiele efektownych zwycięstw nad Turkami i Tatarami, był przytłaczający.

Podczas narady Sobieski przeforsował swoją koncepcję operacji. Nie chciał marnować czasu na manewry, odcinanie linii zaopatrzenia armii tureckiej, za czym obstawali dowódcy wojsk Rzeszy, postanowił wydać wrogowi bitwę pod murami Wiednia i w decydującym starciu szukać szybkiego rozstrzygnięcia. Położenie załogi stolicy cesarskiej było bowiem poważne i w każdej chwili można się było spodziewać katastrofy. Ustalono także szyk, jaki armia koalicyjna miała przyjąć do bitwy. Na lewe skrzydło skierowano siły austriacko saskie pod komendą Karola Luksemburskiego, do centrum posiłki z Rzeszy, na prawym skrzydle król umieścił Polaków. O wyniku bitwy miało rozstrzygnąć uderzenie polskiej jazdy.

Armie sprzymierzonych ruszyły w kierunku Wiednia. Ostatni odcinek drogi prowadził przez trudno dostępne drogi Lasku Wiedeńskiego. Jako pierwszy, nad ranem 11 września, pozycje wyjściowe do bitwy osiągnął korpus austriacki, ponieważ szedł łatwiej dostępnym terenem nad Dunajem. Wojskom cesarskim nieomal z marszu udało się uchwycić dominujące nad okolicą wzgórze Kahlenberg. Najdłużej przez leśne ostępy przedzierali się Polacy, którym przypadła najtrudniejsza trasa. Mimo to, dzięki wysiłkowi artylerzystów i piechurów, przez bezdroża przeciągnęli oni wszystkie działa, podczas gdy sojusznicy w dużej części swoją artylerię zostawili po drodze.

Lustrując późnym popołudniem z Kahlenbergu teren przyszłej bitwy, Sobieski zorientował się, że tuż za Laskiem Wiedeńskim rozciągała się przestrzeń poprzecinana pasmami małych wzgórz usianych winnicami. Wśród kamiennych murów i płotów Turcy rozmieścili swoją piechotę. Wykluczało to możliwość wykonania szarży przez ciężką kawalerię. Pierwsza do boju musiała więc ruszyć piechota, by we współdziałaniu z artylerią wyprzeć Turków na równinę.

Ostateczna konfrontacja i zwycięstwo pod Wiedniem

Wczesnym rankiem 12 września, zaraz po przebudzeniu, król wysłuchał Mszy św. odprawionej przez dominikanina, o. Ambrożego Skopowskiego przy ołtarzu ustawionym na bębnach piechoty. Drugą Najświętszą Ofiarę sprawował już na Kahlenbergu ks. Marco d’Aviano.

Około godziny szóstej Jan III polecił dowódcy wojsk cesarskich Karolowi Lotaryńskiemu rozpoczęcie natarcia. Prowadzone przez księcia wojsko miało ściągnąć na siebie uwagę Turków i związać ich siły. Tak się też stało, wojska austriacko saskie, mimo tureckich kontrataków, nieubłaganie posuwały się do przodu.

Zaraz po otrzymaniu informacji, że na lewym skrzydle pojawili się Polacy, Kara Mustafa zaczął pospiesznie ściągać posiłki spod murów Wiednia, a także przerzucać niektóre oddziały z drugiego skrzydła. Nie robił tego dotychczas, licząc że jeszcze przed starciem uda mu się w końcu zająć miasto (miny pod bastionami i murami były już gotowe), a wtedy jego położenie byłoby zupełnie inne.

Początkowo Jan III Sobieski zakładał, że walki piechoty przeciągną się do wieczora i rozstrzygający atak jazdy będzie możliwy dopiero następnego dnia. Jednak piechurzy polscy, mimo zmęczenia i niedożywienia, z entuzjazmem rzucili się do walki. Wspierała ich artyleria gen. Marcina Kątskiego oraz regimenty sojuszników. Nieubłaganie wypierali janczarów z kolejnych pozycji. Turcy próbowali powstrzymać Polaków przez rzucenie na ich prawe skrzydło, dowodzone przez hetmana wielkiego koronnego Stanisława Jabłonowskiego, kilkunastotysięcznego oddziału Tatarów chana Murada Gireja. Jednak parę salw oddanych przez spieszonych dragonów wystarczyło, by zniechęcić ordyńców do walki.

W końcu, w godzinach popołudniowych, piechota uporała się z postawionym jej zadaniem, dochodząc do rubieży, z których jazda mogła rozpocząć szarże. Do zmierzchu pozostało jeszcze parę godzin. Widząc więc zapał, jaki mimo wielogodzinnego trudu nie opuszczał wojsk sprzymierzonych, a jednocześnie obserwując oznaki upadku ducha u przeciwnika, Jan III Sobieski postanowił przeprowadzić rozstrzygający atak jeszcze tego samego dnia.

W celu upewnienia się, że szarża ciężkiej jazdy jest już możliwa, Sobieski wysłał do samotnego ataku chorągiew husarską królewicza Aleksandra: – (…) żebyś mi Waszeć, Panie Poruczniku, tam w nim kopię skruszył rozkazuję – zwrócił się do dowódcy oddziału, wskazując pozycje tureckie. Chorągiew ruszyła. Stopniowo nabierała prędkości, by w pełnym pędzie wbić się w szeregi nieprzyjaciela, a potem, spełniwszy rozkaz, wrócić do swoich. Podobny rekonesans przez walkę wykonały na polecenie hetmana polnego koronnego Mikołaja Sieniawskiego dwie inne chorągwie: husarska i pancerna. Choć straty były spore, pożytek z misji był wielki. Zniknęły wątpliwości, konnica mogła atakować.

Król dał więc rozkaz do szarży. Sam zresztą wziął w niej udział, podprowadzając dowodzone przez siebie chorągwie w pobliże stanowisk tureckich. Dawno już Europa nie widziała takiej masy jeźdźców. Do ataku przystąpiła zarówno kawaleria polska, jak i sojusznicza. Rozstrzygające znaczenie miał jednak atak prawego skrzydła. Tu przeciw jeździe Rzeczypospolitej Kara Mustafa skoncentrował trzy czwarte wszystkich sił. Uderzenie husarii przełamało szyki nieprzyjacielskie. W szeregach tureckich wybuchła panika. Wkrótce w ręce polskie wpadł obóz, a w nim namiot wezyra.

Polskie zwycięstwo echem w całej Europie

Zwycięstwo było całkowite. Z liczącej ok. 90 tys. ludzi armii tureckiej podczas bitwy i tuż po niej poległo ok. 15 tys, a reszta uległa całkowitej dezorganizacji. Turcy stracili także całą artylerię. Tymczasem po stronie chrześcijańskiej, liczącej przed bitwą ok. 70 tys., straty były znacznie mniejsze: sięgnęły 3,5 tys. zabitych i rannych.

13 września Jan III Sobieski wjechał do miasta. Jego widok wywołał entuzjazm wśród oswobodzonych mieszkańców. Świętowanie triumfu miało miejsce również w Krakowie, po przybyciu wojsk koronnych na przełomie października i listopada. Wieść o zwycięskiej bitwie pod Wiedniem rozniosła się tym samym po całej Europie.

Adam Kowalik